Blog Frankowicza

Banki tworzą pieniądze „z niczego”, a zarabiają 200% w skali roku

Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Email
Wielu kredytobiorców wciąż wierzy, że banki pożyczają im środki zdeponowane przez innych klientów. Tymczasem rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona – i znacznie mniej uczciwa. Niewielu wie, że banki mają przywilej kreowania pieniądza z powietrza, co daje im nieproporcjonalną władzę nad życiem milionów obywateli. System finansowy działa dziś jak subtelna, lecz potężna machina transferu bogactwa od społeczeństwa do wąskiej grupy uprzywilejowanych instytucji. Warto przyjrzeć się bliżej temu, jak banki funkcjonują, na czym opiera się ich siła i dlaczego kredytobiorcy coraz częściej stają się ofiarami nieuczciwych kredytów.
Banki tworzą pieniądze „z niczego”, a zarabiają 200% w skali roku
  • Banki nie pożyczają pieniędzy z depozytów, lecz tworzą nowe środki jako cyfrowy zapis w momencie udzielenia kredytu – to pieniądz „z niczego”, za który kredytobiorcy płacą realnymi pieniędzmi
  • Obecny system finansowy został zaprojektowany tak, aby chronić interesy banki, które w czasie kryzysów są ratowane kosztem społeczeństwa. System chroni banki, które w zasadzie nigdy nie ponoszą konsekwencji własnych działań
  • Emisja pieniądza przez sektor publiczny mogłaby służyć obywatelom, ale jest blokowana przez wpływy banków oraz powiązane z nimi środowiska polityczne i medialne
  • Na nieuczciwych kredytach ze zmiennym oprocentowaniem banki potrafią osiągać ponad 200% rocznego zysku – bez ryzyka i bez odpowiedzialności, jedynie poprzez transfer ryzyka na kredytobiorców
Nie możesz przeczytać? Skorzystaj z odtwarzacza i posłuchaj!
Getting your Trinity Audio player ready...

Banki komercyjne tworzą pieniądze „z niczego”

Współczesny system bankowy opiera się na zasadach, które dla przeciętnego obywatela mogą wydawać się nieintuicyjne, a momentami wręcz niepojęte. Jednym z kluczowych (a przy tym najmniej rozumianych) zjawisk jest sposób, w jaki banki komercyjne tworzą pieniądze. Choć brzmi to jak teoria spiskowa, to fakt potwierdzony przez banki centralne i ekonomistów: nowe pieniądze powstają nie w wyniku oszczędzania, lecz w momencie udzielania kredytu. Nie chodzi tu o drukowanie banknotów, ale o cyfrowy zapis – niematerialny, lecz mający realny wpływ na gospodarkę i życie kredytobiorców.

Banki nie są pośrednikami finansowymi w tradycyjnym sensie – środki, które wypłacają np. w ramach kredytu, nie pochodzą ze zgromadzonych środków od innych klientów. Kiedy kredytobiorcy podpisują umowę kredytową, bank po prostu tworzy nowy pieniądz jako zapis na rachunku. Ta kwota nie istniała wcześniej – nie była czyjąś oszczędnością, nie została wypracowana ani fizycznie przetransferowana. To wytwór systemu księgowego, który pozwala bankowi kreować środki „z powietrza”, pod warunkiem, że znajdzie się ktoś, kto podpisze się pod długiem. Po spłacie kredytu pierwotna kwota znika – pieniądz zostaje „unicestwiony” w bilansie, ale pozostają odsetki, prowizje i opłaty, które bank księguje jako zysk.

To przywilej, jakim nie dysponuje żadna inna branża – możliwość tworzenia „towaru” bez ponoszenia kosztów jego produkcji. Banki kreują długi, które obciążają kredytobiorców na wiele lat, podczas gdy same czerpią korzyści z procesu, który w każdym innym sektorze byłby uznany za nieuczciwy. Kredytobiorcy często nie wiedzą, że ich zobowiązanie finansowe jest jedynie rezultatem księgowego zapisu, a mimo to muszą spłacać je prawdziwymi pieniędzmi, wypracowanymi w realnej gospodarce. Banki stworzyły z tego modelu źródło ogromnych zysków – produkt, który nie istnieje fizycznie, ale przynosi rzeczywiste dochody.

System finansowy działa w interesie banków, nie obywateli

Choć oficjalnie banki miały wspierać rozwój gospodarczy, w rzeczywistości ich działalność coraz częściej koncentruje się na czymś zupełnie innym. Dzisiejsze banki komercyjne stały się potężnymi instytucjami finansowymi, które operują na rynkach kapitałowych, handlują obligacjami, udzielają kredytów państwom i uczestniczą w spekulacyjnych operacjach na gigantyczną skalę. Ich celem nie jest już stabilne wspieranie realnej gospodarki, lecz maksymalizacja zysków akcjonariuszy banków poprzez coraz bardziej złożone i oderwane od codziennych potrzeb obywateli instrumenty finansowe.

Co więcej, w sytuacjach kryzysowych – jak podczas globalnego załamania finansowego w 2008 roku – banki są systemowo chronione przed skutkami własnych błędów. Zamiast dopuścić do ich upadłości i pozwolić, aby to właściciele banków zapłacili za swoje błędy, państwa i banki centralne ratują je, tworząc dla nich nowe środki pieniężne w postaci tzw. cyfrowych rezerw. Jest to kolejny przykład kreowania pieniędzy „z niczego” – tym razem nie przez banki komercyjne, lecz instytucje państwowe, które zasilają system finansowy, aby utrzymać jego ciągłość. Te działania, określane mianem „ratowania sektora bankowego”, de facto przerzucają koszt kryzysu z sektora finansowego na barki całego społeczeństwa.

To obywatele – nie banki – ponoszą realne skutki tych decyzji. Kryzysy finansowe prowadzą do inflacji, wzrostu kosztów życia, utraty miejsc pracy i spadku wartości oszczędności. Kredytobiorcy, którzy już wcześniej zostali obciążeni nieuczciwymi kredytami, teraz muszą zmagać się z dodatkowymi konsekwencjami systemu, który premiuje spekulację i prywatyzuje zyski, a uspołecznia straty. W tym modelu banki stały się nie tylko zbyt duże, by upaść, ale też zbyt wpływowe, by podlegać jakiejkolwiek realnej odpowiedzialności.

Zamiast działań naprawczych i reform systemowych, obserwujemy jego dalszą centralizację i instytucjonalne wzmocnienie. Mechanizmy, które miały stabilizować gospodarkę, zostały wykorzystane do tego, by chronić interesy sektora bankowego kosztem zwykłych ludzi. System finansowy, który miał być narzędziem w służbie społeczeństwa, coraz wyraźniej funkcjonuje jako mechanizm służący głównie bankom.

Zmiana systemu jest możliwa, ale blokowana

Współczesna technologia i świadomość społeczna umożliwiają zmianę obecnego modelu. Bank centralny, jako instytucja publiczna, mógłby emitować pieniądz w celu finansowania potrzeb społecznych – budownictwa mieszkalnego, ochrony zdrowia, infrastruktury – czyli spraw, które realnie

służą obywatelom. Nie byłoby potrzeby zaciągania kolejnych nieuczciwych kredytów, gdyby państwo decydowało o alokacji środków według interesu obywateli. Pomysł ten, znany jako pieniądz suwerenny, został już przedstawiony opinii publicznej, m.in. w Szwajcarii podczas głośnego referendum.

Niestety, każda inicjatywa zmierzająca do odebrania bankom monopolu na emisję pieniądza spotyka się z gwałtownym oporem. Media, eksperci ekonomiczni (którzy najczęściej mają powiązania z bankami komercyjnymi), a często nawet politycy, pozostają związani interesami sektora finansowego. Prawdziwa debata o reformie pieniężnej jest tłumiona przez retorykę strachu i fałszywe argumenty o „stabilności systemu”. Kredytobiorcy pozostają w tym wszystkim bezbronni, bombardowani hasłami o „zaufaniu do instytucji” i „konieczności utrzymania niezależności banków centralnych”. Tymczasem to właśnie ta niezależność od odpowiedzialności społecznej jest głównym źródłem kryzysów i nierówności.

Banki tworzą dług z powietrza i inkasują realne miliardy – aż 200% zysków rocznie

W debacie publicznej o kredytach hipotecznych dominuje narracja, że banki po prostu „zarabiają na ryzyku”. Przekonuje się nas, że marże, prowizje i oprocentowanie są uczciwym wynagrodzeniem za ponoszone ryzyko finansowe. Tymczasem rzeczywistość pokazuje, że to nie ryzyko, lecz asymetria sił i brak ochrony kredytobiorcy stanowią fundament bankowych zysków. Gdy przyjrzymy się szczegółowo praktykom stosowanym w kredytach złotówkowych ze zmienną stopą procentową, ujawnia się niepokojący obraz – banki w Polsce potrafią osiągać rzeczywiste stopy zwrotu przekraczające 200% w skali roku.

To nie jest przypadkowy efekt rynkowej koniunktury. Jak pokazują analizy Ekspertów Życie Bez Kredytu, tak wysoka rentowność kredytów wynika z konstrukcji umów, które pozwalają bankom automatycznie przerzucać koszty zmian stóp procentowych na kredytobiorców – niezależnie od ich sytuacji życiowej czy zdolności finansowej. Oprocentowanie drastycznie wzrasta, kiedy stopy są podnoszone decyzją Rady Polityki Pieniężnej. Niestety, mechanizm ten w drugą stronę nie działa równie szybko ani proporcjonalnie. Dodatkowo, kredytobiorcy nie mają możliwości renegocjacji warunków, a banki nie ponoszą żadnego ryzyka związanego z obsługą rosnących rat – wszystko spada na barki klientów.

Zysk w wysokości 200% rocznie to skala, której nie osiąga żadna inna legalna działalność gospodarcza w Polsce, poza sektorem finansowym. To nie jest przypadek, to precyzyjnie zaprojektowany model działania. Kredytobiorcy zmuszeni do zaciągnięcia zobowiązania na zakup dachu nad głową, są wciągani w system, w którym nieuczciwe kredyty stają się narzędziem systematycznego drenowania ich dochodów. Umowy pełne niejasnych i często niedozwolonych klauzul pozwalają bankom zmieniać zasady gry w trakcie jej trwania. Nie ma tu mowy o równości stron ani przejrzystości – kredytobiorcy stają naprzeciw instytucji, która ustala zasady, nadzoruje grę i sama odbiera nagrodę.

Pod warstwą specjalistycznego żargonu – spreadów, WIBOR-u, stóp referencyjnych – ukryta jest prosta prawda: banki zarabiają ogromne pieniądze na ludzkiej potrzebie posiadania mieszkania. To nie jest rynkowa równowaga, to przemoc finansowa. Dopóki nie zaczniemy mówić o tym otwarcie, dopóty nieuczciwe kredyty będą fundamentem zysków, które trafiają do akcjonariuszy i zarządów, a nie do społeczeństwa, które ten system de facto finansuje.

Polecamy artykuł: 200% w skali roku – tyle realnie banki zarabiają w Polsce na kredytach złotówkowych ze zmienną stopą procentową.

 
Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Email

Polecamy