
Zdrowie opiera się na trzech filarach: ciele, psychice i duchowym połączeniu. Ignorowanie dowolnego z nich przyczynia się do zaburzenia równowagi i rozwoju choroby.”*
*Cytaty i myśli doktora przytaczane z książki: Gabor Maté, Kiedy ciało mówi nie, Czarna Owca, Warszawa 2022Gabor Mate
MIND
Skoro to czytasz, to znaczy, że poszukujesz. I tu należą Ci się gratulacje! W momencie, w którym przyznajesz, że czegoś nie wiesz, robisz krok w stronę zmiany, rozwoju i poznania. To, co najtrudniejsze masz już, więc, za sobą. Dałeś/dałaś sobie przestrzeń na niewiedzę, masz chęć do zmiany. Tylko od czego zacząć? Jak wytyczyć ścieżkę, by poczuć się lepiej. W swoim ciele, w życiu, w kontaktach z innymi. Tak po prostu na co dzień. Być „well”.
Nie wiem, czy kiedyś byłeś/byłaś na pomiarach składu ciała. To takie urządzenie, które skanuje ciało i przekłada dane na wykresy: ilości wody, masy mięśniowej, tkanki tłuszczowej. Żeby ruszyć w drogę po zdrowie, nie tylko to fizyczne, ale mentalne, musisz w podobny sposób przeskanować swoje: DZIAŁANIA, EMOCJE i NAWYKI MYŚLOWE. Bo to one w dużej mierze składają się na nasze zachowania, sprawność i właśnie poczucie dobrostanu w życiu.
Nie będziesz potrzebował/potrzebowała profesjonalnej maszyny, tylko trochę chwili ze sobą i wyrozumiałej uwagi. Wiem, że to niełatwe. Bo praca zawsze goni, obowiązki domowe wzywają, dzieci wymagają, a planowanie codzienności jest trudne i czasochłonne. I zawsze wszystko w niedoczasie.
Jestem jednak pewna, że nie raz zdarzyło Ci się w życiu pomagać bliskiej osobie. Wsparciem, dobrym słowem czy po prostu trzeźwą analizą sytuacji. Przyjrzyj się teraz sobie z taką nieoceniającą akceptacją, na jaką często umiemy się zdobyć właśnie względem kogoś bliskiego, kto cierpi. Nie wiadomo, dlaczego, ale bywa, że takiej ciepłej uważności nie umiemy dać samemu sobie. Mamy wewnętrzną potrzebę, żeby poczuć się zaopiekowanym/zaopiekowaną, ale często obarczamy tym „obowiązkiem” innych – najczęściej partnera. To nie jest najlepsza droga, bo każdy odpowiada za siebie, swój stan ducha, rozwój, sprawność fizyczną czy poczucie spełnienia. Inni mogą wspierać, prowadzić, towarzyszyć, ale nie przerzucajmy na nich odpowiedniości za to, co jest nasze.
Owszem, taki wgląd w siebie bywa trudny, a nawet bolesny, ale jeśli chcemy poczuć się lepiej, musimy szukać odpowiedzi. W sobie. Jak mówi lekarz Gabor Mate, każdy, kto chce się wyleczyć lub zachować zdrowie, musi „odzyskać utraconą zdolność do emocjonalnego rozpoznawania prawdy”.
Krok 1.
- Przeanalizuj swoje nawyki i codzienne działania: DIETĘ, RUCH, FORMY RELAKSU, SEN, DIALOGI WEWNĘTRZNE, REAKCJE UMYSŁU
Znam bardzo wiele zapracowanych osób, które myślą o swoim zdrowiu i ciele dopiero w momencie, w którym odmawiają one posłuszeństwa. Kręgosłup tak boli, że chodzenie staje się problemem albo osłabienie jest tak duże, że pewnego dnia nie jesteśmy w stanie wstać z łóżka. Praca i pęd życia często dają adrenalinę, więc na takim „pracowym haju” nie odczytujemy wielu alarmujących symptomów, których nie łagodzi wyjście z przyjaciółmi w weekend czy nawet urlop. Migreny, częste przeziębienia, czy przewlekłe zmęczenie powinny być dla nas wystarczającym alarmem, że nie jest z nami dobrze, że organizm woła o pomoc.
„Bo ja tak mam, że jem w stresie”, „chodzę tydzień biegać, a potem jest deszcz i to mnie wybija z rytmu”, „jestem tak zmęczona po piątkowych wyjściach na miasto, że całą sobotę dochodzę do siebie”, „w nocy akurat nachodzą mnie te wszystkie straszne myśli, nie dziwne, że nie mogę spać.”
Znasz te wewnętrzne dialogi? Każdy ma inne wymówki, iluzje, wzorce wypierania prawdy. Moje były takie: „Nie mam miejsca na rozłożenie maty w domu, dzieci mi przeszkadzają, a mąż marudzi, więc nie jestem w stanie zachować regularności praktyki”. Ale to nie wszystko, bo przecież małe chorujące dzieci dają całą masę wymówek i to takich nie do podważenia!
A jak jest u Ciebie? Co jest w tej przestrzeni między chęcią do ćwiczenia i zmiany, a niemożnością realizacji tego postanowienia? Co tam siedzi i zniechęca?
Krok 2.
- Zastanów się, czy Twoje codzienne nawyki i działania wspierają długoterminowe cele (np. te dotyczące planów na emeryturę).
„Zacznę ćwiczyć, jak poczuję się lepiej, teraz nie mam na nic siły”, „będę spotykać się z przyjaciółkami, jak dzieci podrosną”, „nie mam czasu na urlop, bo teraz mam bardzo ważny projekt w pracy”, „pójdę na tańce za dwa lata, bo teraz muszę wozić syna na zajęcia dodatkowe”, „kurs śpiewu, to przecież fanaberia”, „nie mam pieniędzy, żeby teraz zadbać o zdrowie”.
Z dobrostanem jest trochę jak z wychowywaniem dziecka. Do pewnego momentu możemy je uczyć, pokazywać mu świat, wpływać na jego wybory – wypełniać emocjonalną walizkę. Ale przychodzi w końcu taki czas, że tracimy taką możliwość, młody człowiek zaczyna działać sam, korzystając z zasobów, które wcześniej przekazaliśmy mu jako rodzice.
Tak samo jest ze zdrowiem czy z ciałem. Długo możemy je karmić albo nadwyrężać, ale zawsze przychodzi moment, kiedy ciało mówi „sprawdzam”. Najczęściej dzieje się to wtedy, gdy dopada nas jakiś kryzys życiowy. Tylko w takim może być za późno na wspierające zdrowie nawyki: dietę, ruch, sen i najczęściej musimy sięgnąć po mocniejsze, bardziej inwazyjne narzędzia: leki czy operacje.
Każdy z nas zna te trudne momenty, nikogo one nie ominą, z tego składa się życie. Ja, gdy świat chwiał mi się w posadach, stawałam na matę i tam odnajdywałam spokój, siłę i powtarzalny rytm praktyki, który uspokajał umysł i nadawał struktury działaniom. Dobrze jest mieć te narzędzia, oswoić się z nimi i osadzić, żeby w chwili kryzysu móc z niego/nich korzystać, a nie w pośpiechu i stresie zaczynać czytać „instrukcję obsługi”.
Jeśli planujesz swoją emeryturę przeżyć w zdrowiu, biegać za wnukami po plaży, chodzić z przyjaciółmi po górach, jeździć po świecie i mieć na to wszystko siłę. To walizkę well-being musisz zacząć pakować już dziś.
Krok 3.
- Pomyśl z czego może wynikać Twój brak konsekwencji, z jakich uwarunkowań w Tobie (może wszystko chcesz zmienić na raz albo dopiero od „poniedziałku”)
Najgorsza jest dyskusja ze sobą. Umysł jest leniwy. Nie lubi zmian i wysiłku. Trzeba go nauczyć, żeby polubił to, co nam służy. Po 13 latach na macie do dziś miewam z tym problem i staram się po prostu nie dyskutować za dużo, nie słuchać tego wewnętrznego chochlika, który mówi: „dziś słabo spałaś, nie musisz stawać na macie”, „dziś masz dużo spotkań, może lepiej przyszykować się i mieć więcej siły na pracę”, „zrobię tylko połowę, bo przecież nikt nie widzi”, „ale dziś mam ciężkie ciało, chyba mnie bierze choroba, lepiej się położę i napiję herbaty”. Wymówki! W ich kreacji umysł jest niezawodny. Co zrobić, żeby się im nie poddać?
Po pierwsze, uświadomić sobie ich istnienie, po drugie nie dyskutować i robić. Ja mam taki sposób: wstaję rano i ubieram się w strój sportowy, tak wyprowadzam psa, idę do sklepu, robię dzieciom śniadanie i odwożę je do szkoły. A później nie dyskutuję ze sobą, tylko idę na matę. Tak z rozpędu.
Wiem, że Ty możesz prowadzić inny tryb życia, dlatego musisz znaleźć swój sposób. Ale jedno jest pewne, w końcu ciało podziękuje Ci za to: zdrowiem, spokojem i potrzebą ruchu, którą poczujesz głęboko w sobie. Musisz tylko wytrzymać. Ile?
W 2009 roku w „European Journal of Social Psychology” opublikowano badanie dotyczące kształtowania nawyków. Okazało się, że aby nowe zachowanie weszło nam w nawyk, musimy wykonywać je dwa miesiące (chociaż niektórym wystarczyło już 18 dni, bo prawda jest taka, że ludzie w bardzo różnym czasie przyswajają czynności jako automatyczne). Naukowcy podkreśli też, że warto podejmować wyzwania polegające na zmianie przyzwyczajeń, bo z każdym dniem przychodzi nam to łatwiej np. jeżeli będziemy spacerować przez 15 dni, to 15 dnia wyjście na spacer będzie dla nas o wiele łatwiejsze niż pierwszego dnia – będziemy potrzebować o wiele mniejszej motywacji, nawet jeżeli czynność wciąż jeszcze nie będzie w automatyczna.
Krok 4.
- Wsłuchaj się w swoje potrzeby i znajdź motywację wewnętrzną (czy zawsze nasz wewnętrzy głos wie, co dla nas dobre?)
Jak już wiesz, nasz umysł nie lubi zmian, uwielbia za to wyrobione ścieżki – sprawdzone, więc bezpieczne. Jeśli nie jest zagrożone nasze życie, to umysł zrobi wszystko, żeby z nich nie zbaczać. Wzorce zachowań, automatyczne reakcje rządzą naszym działaniem, z reguły bez naszej świadomości (bo to mniejszy wydatek energetyczny dla mózgu). Wydaje nam się, że idziemy za głosem intuicji, a tak naprawdę często reagujemy zgodnie z naszym skryptem zachowań, często zrzucając odpowiedzialność na ciężki charakter albo czynniki zewnętrzne. Praktyka jogi pozwala dotrzeć do tego wewnętrznego głosu, ale żeby go usłyszeć i zrozumieć, musimy spędzić trochę czasu na macie. Z nauczycielem.
BODY
Równowaga psychiczna jest równie ważna, co kondycja fizyczna. Cytowany na początku tego tekstu lekarz twierdzi „nie ma ciała, które nie byłoby umysłem, i nie ma umysłu, który nie byłby ciałem”, bo w ujęciu fizjologicznym nawet emocje mają charakter impulsów (elektrycznych, chemicznych i hormonalnyc) w układzie nerwowym człowieka. Z tego też wynika, że emocje wpływają na działanie naszych organów oraz stan fizyczny naszego ciała.
Marzena Barszcz w książce „Psychoterapia przez ciało” podaje taki obrazowy przykład tej zależności. Napięte mięśnie stymulują nasz układ nerwowy. Kiedy nie możemy się rozluźnić, nasz organizm nie ma szans wrócić do tzw. normy spoczynkowej i ciągle dostaje informacje o konieczności bycia w gotowości, a co za tym idzie, czujemy obawę przed nadchodzącym zagrożeniem. To rodzi lęk i prowadzi do wyczerpania, pobudzenia i rozdrażnienia. Otoczenie odbiera taką osobę jako nerwową, a tak naprawdę kieruje nią nie złość, a zaprzeczony lęk.
Z doświadczenia wiem, że wypracowana na macie siła jest w stanie pokonać największy lęk. Sprawne i zdrowe ciało bezpośrednio przekłada się na nasze myślenie i emocje. Joga jest scalaniem i balansowaniem/tworzeniem komunikacji ciała i umysłu. Drogą do świadomości ich powiązań i zależności. Narzędziem do zmian życia na lepsze, bo bardziej świadomego.
SOUL
Zrobiłam krótką ankietę wśród znajomych, próbując nadać jakiś materialny wymiar działaniom z poziomu soul. Zapytałam: „Jak karmisz swoją duszę?”. Odpowiedzi były bardzo różne: oglądam sztukę, chodzę na kąpiel gongach czy masaż, idę na randkę z żoną, prowadzę inspirujące rozmowy filozoficzne, palę kadzidełka, spędzam czas z przyjaciółmi, chodzę po górach, podróżuję. Jedna moja przyjaciółek powiedziała, że dla niej działania w obszarze soul to te, które pozwalają naładować wewnętrzną baterię. Inna, że to kontakt ze sobą, szukanie siebie i prawdy o tym, kim jestem. Duchowe „ja”, z którym łapie się kontakt w momentach wyciszenia, jak już opadną emocje, „ja”, które wzmacnia pozytywna energia innych ludzi. Była też taka odpowiedź: „Moją duszę karmią mądre książki o sensie życia, te wszystkie momenty wglądu, które mam w rozmowach z pacjentami, mężem i córką. Spotkania z przyjaciółmi. I to co robię tylko dla siebie – gitara, śpiew i poniedziałki w pustym domu!”.
A Ty co robisz, żeby nakarmić swoją duszę? A możesz nie pamiętasz nawet, że ona jest głodna?
W jodze najpiękniejsze jest to, że ta praktyka zasila te wszystkie trzy obszary. Jest dla ciała wysiłkiem i jednocześnie odpoczynkiem (bo sczyszcza napięcia). Jest ruchem i medytacją (która wprowadza spokój w głowie). Joga karmi ciało, duszę i buduję siłę umysłu.
Ja po raz pierwszy stanęłam na macie po urodzeniu drugiego dziecka, jak przez ból kręgosłupa nie mogłam nawet spać. Było ciężko. Pamiętam, że czasem dwie osoby musiały mi pomagać wchodzić w niektóre asany (pozycje jogi), nie miałam siły, nie potrafiłam złapać równowagi, nie umiałam w skłonie dotknąć rękami podłogi. To było początek drogi…
Zofia Karaszewska – Joginka i frankowiczka. Dziennikarka i scenarzystka. Współautorka książki „Ada, to wypada!”, „Pod podszewką”. Pisała m.in. do „Newsweeka”, „Polityki” czy „Kosmosu”, przez wiele lat współpracowała z „Elle” i „Przekrojem”. Twórczyni kampanii społecznych promujących czytelnictwo. Joga, feminizm i literatura to jej największe pasje, przez które definiuje siebie. Ashtangę jogę praktykuje od 13 lat.

